Szanowny Użytkowniku,
Na naszych stronach używamy technologii, takich jak pliki cookie, które służą do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu.Przez dalsze aktywne korzystanie z naszego serwisu wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych na zasadach określonych w polityce prywatności.Wyrażenie zgody jest dobrowolne a wyrażoną zgodę możesz w każdej chwili cofnąć.Można to zrobić poprzez zmianę ustawień przeglądarki lub opuszczenie serwisu (więcej).
Do Sejmu trafił projekt zwiększający ilość polskiej muzyki w radio. Nadawcy: To przyniesie więcej szkody niż pożytku
KOMENTOWANEGO ARTYKUŁU
KOMENTARZE (90)
WASZE KOMENTARZE
W polskich rozgłośniach radiowych czy to Polskim radiu czy rozgłośniach lokalnych chętnie posłuchałbym świetnej muzyki z Norwegii, której słucham sobie aktualnie na "Spotify". Wszak Polacy do tego kraju chętnie wyjeżdżają. Dlaczego kocham ich muzykę? Norwegowie wbrew temu, że są zimnym krajem grają bardzo radosną muzykę biesiadną (gitara, akordeon), pop, dance, hip - hop oraz piękne ballady czy zapomnianą u nas muzykę country.
Popieram, ale pod jednym warunkiem. Tego typu ograniczeniami powinni zostać obłożeni najwięksi nadawcy - ogólnokrajowi + nadawcy sieciowi. Małe, niezależne rozgłośnie radiowe powinny funkcjonować na dotychczasowych zasadach, wówczas przy okazji wyrównałaby się również konkurencja na rynku radiowym.
No... tak... przecież na koncerty Brzozowskiego, Kupichy itp. majorsowych "gwiazd" przychodziły tłumy zanim owe gwiazdy podpisały kontrakty z majorsami i zaczęły wyłazić z lodówek słuchaczy i telewidzów. Przecie oni od razu zaczęli pełnych hal, nieprawdaż? Na koncerty Riverside bilety są wykupione miesiące przed imprezą - a podaję akurat przykład bardziej niszowego niż mainstreamowego zespołu. To oznacza, że jest potencjał w polskiej muzyce, ale nie wszyscy muzycy mają również głowę do menadżerki jak chłopaki z Riverside. Jak mają się promować te zespoły, które nie dysponują ogromną kasą na promocję, gdy większość dyrektorów domów kultury nie chce zapraszać takich zespołów na lokalne wydarzenia. Przecież lepiej zaprosić Bajm, wydać kilkadziesiąt tys. zł i odfajkować. Przecież do gaży zespołu obecnego w mediach (czytaj obecny w mediach = 10/10) nikt się nie przyczepi. Po co za tę samą kwotę zorganizować występu kilkunastu mniej znanych zespołów?
Kilka lat temu mało znanemu muzykowi (w tym wypadku akurat spoza Polski) poleciłem regionalną imprezę kulturalną (ranga dawnego miasta wojewódzkiego) i traf chciał, że człowiek odpowiedzialny za organizację tego wydarzenia chciał zrobić coś innego niż reszta. Ba, nawet zaryzykować. Zaprosił tylko po przesłuchaniu płyty. Przyszło bardzo dużo ludzi a że kręciłem się w tłumie, to miałem okazję posłuchać opinii ludzi, którzy pierwszy raz słyszeli tego artystę. Podobało się i to bardzo. Po koncercie sprzedano bardzo dużo płyt (inna sprawa, że wiele z nich już następnego dnia została wrzucona do netu). Można? Można. Tylko nie każdemu się chce, bo przecież lepiej, bezpieczniej zapraszać znanych z tego, że są znani...