Szanowny Użytkowniku,
Na naszych stronach używamy technologii, takich jak pliki cookie, które służą do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu.Przez dalsze aktywne korzystanie z naszego serwisu wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych na zasadach określonych w polityce prywatności.Wyrażenie zgody jest dobrowolne a wyrażoną zgodę możesz w każdej chwili cofnąć.Można to zrobić poprzez zmianę ustawień przeglądarki lub opuszczenie serwisu (więcej).
Monika Mikowska: nie pracujemy za darmo, przetargi mają kulawe procedury
KOMENTOWANEGO ARTYKUŁU
KOMENTARZE (33)
WASZE KOMENTARZE
Moje doświadczenie w pracy z agencjami jest fatalne. Piszę to z punktu widzenia wydawcy (zarządzamy jednymi z największych serwisów kulinarnych w Polsce). Agencje wysyłają zapytania do nas o gotowe rozwiązania dla ich klientów, następnie po akceptacji (naszych) pomysłów, podpisują się pod nimi. Po realizacji, agencje oczekują 30 dniowych terminów płatności (których też nie dotrzymują). Jeżeli agencja nie ma pieniędzy i czeka na pieniądze od klienta nie powinna mieć racji bytu na rynku.
To jest również kwestia czego szuka się we własnej firmie. Ja szukam zmian jakie mogę w sobie i swoim życiu i myśleniu wprowadzać. Uczę się podejmować takie działania, które przyniosą mi doświadczenia, z których mogę korzystać. Nie wykluczam przygotowania "za darmo" czegoś jeżeli to daje mi szansę w krótkim czasie coś osiągnąć na co nie znam innej krótszej drogi. Mam również doświadczenia, że ktoś mnie zwyczajnie oszukał. Nie skupiam działań, aby nie być oszukanym lecz niezależnym i szybko się rozwijać, póki co wolniej lub szybciej w mojej ocenie zmiany idą w dobrym kierunku.
Ta branża jest po prostu chora. Nie tylko po stronie klientów, ale też (a może nawet przede wszystkim) po stronie agencji, które do obecnej sytuacji doprowadziły. Zarówno zgadzaniem się na darmową robotę przetargową (i na dumpingowe ceny już po wygranej, a pracownicy harują później jak te woły 12 h dziennie za 2 tys.), jak i wszechobecną niekompetencją czy też przyklaskiwaniem klientowi, wiecznym włazidupstwem. Kiedyś myślałem, że to działy marketingu są szczytowym osiągnięciem walki o status największych ignorantów ever (no ok, oprócz urzędników), ale to było na początku mojej reklamowej drogi. Po tych kilku latach i obserwowaniem "poziomu" wielu współpracowników, najczęściej z wierchuszki danej firmy, stwierdzam, że agencje śmiało mogą podjąć rękawicę w walce o to miano. Tylko ze względu na specyfikę branży tak chora sytuacja jest możliwa. Wyobraźcie sobie, że Wasz mózg operuje dermatolog. Kable wymienia Wam hydraulik. Samochód naprawia listonosz, któremu zresztą sami wcześniej to zleciliście, a ten, choć nie ma pojęcia o autach, zgadza się na to, by zarobić 200 złotych. Witamy w świecie reklamy.
Oczywiście jest kilka chlubnych wyjątków, ale toną one w morzu tego całego zła... A najlepszą laurkę i tak wystawiają konsumenci, którzy reklam w większości nie znoszą oraz międzynarodowe konkursy kreatywności, gdzie wyniki polskich agencji są bardziej niż mizerne. LUDZIE, OBUDŹCIE SIĘ!