Wyniki oglądalności ekranizacji lektur szkolnych się nie liczą, bo tam sztucznie zawyżano liczbę widzów, masowo zaganiając wszystkich uczniów do kin. Sam pamiętam, jak szło się na film całą szkołą za 5 zł. W kinie dostawiali krzesła i upychali dzieciaki, gdzie popadnie, żeby tylko nie puszczać kopii dwa razy. Parę razy siedziałem na takim seansie na schodkach z boku sali. Stąd te ogromne "sukcesy" polskich filmów. Tak naprawdę pierwsze nieoszukane miejsce w tym zestawieniu zajmuje "Avatar". Tam nikogo nie zmuszano do pójścia na film.

W kościołach kłębią się tłumy? Czyżby gdzieś w końcu otworzyli Biedronkę w prawie nieużywanym kościele i z uwagi na lokalizację dali jej zgodę na handel w niedzielę?

Ten film ma bardzo pożyteczną rolę: jest wiargodnym spisem powszechnym lemingów. Cała tłuszcza z aspiracjami będzie łatwa do policzenia.