Szanowny Użytkowniku,
Na naszych stronach używamy technologii, takich jak pliki cookie, które służą do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu.Przez dalsze aktywne korzystanie z naszego serwisu wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych na zasadach określonych w polityce prywatności.Wyrażenie zgody jest dobrowolne a wyrażoną zgodę możesz w każdej chwili cofnąć.Można to zrobić poprzez zmianę ustawień przeglądarki lub opuszczenie serwisu (więcej).
Eryk Mistewicz: Prawo do cytatu stało się podstawą modelu biznesowego niektórych portali
KOMENTOWANEGO ARTYKUŁU
KOMENTARZE (9)
WASZE KOMENTARZE
Pan Eryk to znany komuch. Udaje eksperta uf nawet "niezależnego" ale starował w wyborach z list SLD.... a teraz jakieś uczciwości wymaga od innych? ten pseudo niezależny ekspert to pseuodu polityk... czyli ani niezależny ekspket ani polityk. no autorytet moralny ze haha
Do Oburzonych zamachem na wolność w sieci
Wasze pojmowanie uczestnictwa w przestrzeni publicznej toleruje bezpłatne korzystanie z pracy pierwotnych twórców tekstów. No to pójdźcie dalej, po co aż taki wysiłek intelektualny: trzeba znaleźć, przeczytać, skopiować, "obrobić" i wysłać na stronę - w efekcie uzyskać za to wynagrodzenie
Zamiast się tak męczyć wykorzystajcie tę Waszą logikę korzystania z życia do prostszego osiągnięcia efektu czyli wynagrodzenia: wejdźcie do hipermarketu, wybierzcie towary, wynieście przed sklep, sprzedajcie je i skasujcie pieniądze
MOŻE TRUDNO BĘDZIE WAM TO ZROZUMIEĆ, ALE korzystanie z czyichś tekstów bez zgody autora czy portalu i bez stosownego wynagrodzenia to taka sama kradzież jak towarów ze sklepu
Wielki wydawca prasy kobiecej, sygnatariusz porozumienia wydawców prasowych puszcza strzelistymi deklaracjami etycznymi zasłonę dymną na powszechne w jego redakcjach (liczonych już w setki) czasopism niskopółkowych - poradniczych i z historiami "wziętymi z życia". Powszechną praktyką redakcji tych czasopism jest "dziennikarstwo myszkowe", pozwalające jednym klikiem przeciągnąć na redagowaną stronę przepis, historyjkę, informację i takie tam inne z internetu. Nikt nawet nie wysila się, by te teksty podredagować. We wrocławskich redakcjach tego wydawcy to już po prostu standard redakcyjnej pracy, promowany przez redaktorki wydawnicze i naczelne w jednym.