Szanowny Użytkowniku,
Na naszych stronach używamy technologii, takich jak pliki cookie, które służą do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu.Przez dalsze aktywne korzystanie z naszego serwisu wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych na zasadach określonych w polityce prywatności.Wyrażenie zgody jest dobrowolne a wyrażoną zgodę możesz w każdej chwili cofnąć.Można to zrobić poprzez zmianę ustawień przeglądarki lub opuszczenie serwisu (więcej).
Tomasz Lis prosi o Hienę Roku od KC PiS
KOMENTOWANEGO ARTYKUŁU
KOMENTARZE (103)
WASZE KOMENTARZE
Diatryba przeciw „dziennikarzom i dziennikarstwu”. „Powoływanie się na anonimowych rozmówców jest normalną praktyką dziennikarską”. We Francji, w USA… Ale w Polsce normalną praktyką jest powoływanie się na anonimowych rozmówców, z którymi nikt nie rozmawiał, ponieważ takowi nie istnieją. Przykładowo, „GW”, pisząc o TVP, zwykła przywoływać opinie zestrachanych anonimowych pracowników, spotkanych rzekomo na telewizyjnych korytarzach, a przecież w omawianej osi czasu nikt na Woronicza nie widział dziennikarzy „GW”. No, chyba że na widowni „Teatru na żywo”. Tomasz Lis trafnie ocenia sytuację, tyle, że w jedną stronę. „GW” i „Rz” dziwacznie interpretują obraz rzeczywistości ze znanych sobie i nam przyczyn. Refleksy tych dziwactw są dobrze widoczne w „Polityce”, „Wprost” i „Newsweek’u”. Redaktor naczelny tego ostatniego odważnie i ostro widzi daleki świat, a ślepnie we własnym domu. Nie zrobi „Tomasza Lisa na żywo” o TVP rozebranej przez partie. Opublikuje za to wywiad o niczym z prezesem kilka dni przed podpisaniem przez prezesa intratnego kontraktu z jego żoną. Kiedy podręczni funkcyjni PiS-u zwolnili z pracy dziennikarkę „Wiadomości” za to, że jest… dziennikarzem, były protesty i wywiad w „GW”. Kiedy to samo zrobił prezes TVP zapadła cisza. Gdyby w mediach pracowali dziennikarze, a nie uprawiający zwykle politykę i biznes pieczeniarze, stanęliby w obronie dziennikarza (nie oglądając się na wsparcie ze strony politykierskich stronnictw, mieniących się branżowymi stowarzyszeniami), a nie prezesa, broniącego etatowego bezpieczeństwa powierzonych mu żon kolegów. Przykłady z drugiej strony, rzekomo politycznej, umacnianej codziennie, barykady pominę milczeniem, aby nie przekraczać granic śmieszności. Proszę Państwa „dziennikarzy”, w ten sam sposób wielu z was narusza nienaruszalne reguły wyznaczone przez wydział prasy KC (tu wklejcie nazwę nielubianej partyjki).
Obrzydliwa dintojra SDPisowskiego stada hien. Skrajnie amoralne towarzystwo, zaprawione w ohydnych praktykach, teraz dopadło Bogu ducha winnego Łazarewicza, bo lekko potrącił Arcymistrza insynuacji.
zdecydowanie zasłużył sobie na taki tytuł przez to co zrobił z "Newsweekiem".abcd