Szanowny Użytkowniku,
Na naszych stronach używamy technologii, takich jak pliki cookie, które służą do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu.Przez dalsze aktywne korzystanie z naszego serwisu wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych na zasadach określonych w polityce prywatności.Wyrażenie zgody jest dobrowolne a wyrażoną zgodę możesz w każdej chwili cofnąć.Można to zrobić poprzez zmianę ustawień przeglądarki lub opuszczenie serwisu (więcej).
Mateusz Lachowski korespondentem Polsat News w Ukrainie, zaczął pisać też dla "Newsweeka"
KOMENTOWANEGO ARTYKUŁU
KOMENTARZE (21)
WASZE KOMENTARZE
powodzenia!
Czyli jemu zapłacą bo jest dobrym dziennikarzem i będzie ryzykować życie na Ukrainie by relacjonować ważne wydarzenia a tacy lenie jak Wyrwa i różne króliki dalej będą się obijać i nicnierobić za większą kasę bo mają zasiedziane etaciki. Co za "dwór" w PN że trzeba zatrudniać dziennikarzy z zewnątrz bo za to samo odpowiedzialni pracownicy nie potrafią swojej pracy wykonać ale kasę ssą bo są w "kręgu".
To jest jednak ciekawe. Wobec totalnego kryzysu mediów, których nie stań na ani jednego korespondenta w Ukrainie z prawdziwego zdarzenia, pojawiają się regularnie takie "samorodki". Tak było w 2014r. też - jacyś ludzie, którzy nie związani z mediami, nagle latają po tej wojnie i Ukrainie i robią za samozwańczych korespondentów. TV i media rzucają się na nich jak pies na kości, bo oczywiście jest tanio, nie trzeba im płacić jak profesjonalnemu korespondentowi. A gęby samorodków w tv potem pokazują. Nikt ich zatem nie weryfikuje. Potem niektórzy wchodzą do mediów, a inni znikają. TO oczywiście patologia i efekt kryzysu mediów. Bo tą drogą trafiają do nich: wariaci, ludzie partii lub środowisk polityczno-biznesowych, albo ludzie służb (przy tym nie wiadomo których). I potem mamy efekty, że opowieść o wojnie w Ukrainie jest nucona przez amatorów, opowiada tylko o prostych emocjach, zero wiedzy w tym o tym państwie, zero kontaktów wyżej niż Sasza z ulicy, albo jakiś żołnierz. No i relacje typu tego typka z onetu, pisane na zasadzie: piszę co widzę.