Chyba warto tu o kilku rzeczach wspomnieć, a nie robić ofiarę z człowieka, który przez prawie dwa lata był raczej w roli oprawcy. W sumie można zacząć od kilku komisji w PR, które dość jednoznacznie wyraziły się o jego relacjach z pracownikami i podwładnymi, przyznając, że „łamał zasady etyki obowiązujące w Polskim Radiu, w kontaktach z pracownikami naruszył przyjęte w relacjach zawodowych normy etyczne, bo ci nie mogą być traktowani instrumentalnie”. Do tego można dorzucić „nieprzestrzeganie przez dyrektora ich zakresu obowiązków, wywieranie nieuzasadnionej presji, stawianie bezpodstawnych zarzutów”. To tak z brzegu.
Niepokojąca jest narracja, która została tu przyjęta, fajnie byłoby trochę popatrzeć na pana chęcińskiego z trochę innej strony. Pojawiły się jego słowa o tym, że ta decyzja to zaskoczenie „zarówno dla mnie, jak i bardzo wielu osób z kierownictwa, a także pracowników Polskiego Radia”. Można się zgodzić, z tym, że zaskoczenie to głównie wynika z tego, ile czasu był na tym stanowisku.
Przez niecałe dwa lata doprowadził do tego, że z portalu odeszło kilkadziesiąt osób. Kilkadziesiąt, dokładnie nawet trudno policzyć, Część była zwolniona, część zrezygnowała sama albo w sumie została do tego zmuszona.
„Na tym budowałem markę portalu, który stworzyłem od zera wraz z grupą fantastycznych nowych dziennikarzy”. Tak, zwłaszcza nowych dziennikarzy, z częścią których sam się żegnał, kiedy przestali mu być potrzebni i których zadania polegały głównie na informowaniu dyrektora o tym, o czym rozmawiają koledzy w newsroomie etc.. Kompetencje? Te raczej nie były potrzebne, głównie w cenie lizusostwo i przytakiwanie, żeby już nie nazywać tego dosadniej. Rozumiem, że część ludzi może patrzeć na to jak na rozbijanie jakiejś grupy zasiedziałych ludzi na etacie, którym nie chce się pracować, ale to akurat nie ten przypadek. Raczej wywalanie każdego, kto miał inne zdanie na jakikolwiek temat, co poskutkowało tym, że przez cały czas byli poszukiwani pracownicy.
Oczywiście przyszło przynajmniej kilka osób, które podniosły poziom i nie można im niczego zarzucić, ale ogólnie polityka kadrowa tego człowieka i jego zaufani ludzie to jakiś dramat - sytuacja była beznadziejna od miesięcy i nie zanosiło się na to, by ktokolwiek miał na zareagować.
Wiedzy o internecie nie miał żadnej, więc postanowił zrobić z portalu telewizję, o co walczył przez długi czas – jakość tego przedsięwzięcia można ocenić samemu, warto też zerknąć na to, jaką liczbę odsłon miały materiały wideo. Ale zasięgi rosną, jasne.
Ogólnie to straszny, naprawdę straszny człowiek, zachwycony sobą i przekonany o swoim geniuszu, dla którego jakikolwiek dialog nie istniał - zwłaszcza z pracownikami, których traktował z obrzydliwą wyższością i z pozycji siły. W centrum wszystkiego, mający jakieś mądrości absolutnie w każdym temacie. A przy tym wszystkim bez żadnego kręgosłupa moralnego czy empatii. O poglądach nawet nie warto wspominać, bo ten człowiek to słownikowa definicja koniunkturalisty, który sprzeda wszystko dla jakiegoś sukcesu. Całe szczęście ten „sukces” w tym przypadku zakończył się właśnie w ten sposób. Nikomu nie życzę podobnego szefa, ale to raczej oczywiste, że zaraz znajdzie kolejną ciepłą posadę, gdzie nikt nie będzie mu patrzył na ręce. To chyba już tak po prostu działa.
Job2019-02-28 15:57
00
Chyba warto tu o kilku rzeczach wspomnieć, a nie robić ofiarę z człowieka, który przez prawie dwa lata był raczej w roli oprawcy. W sumie można zacząć od kilku komisji w PR, które dość jednoznacznie wyraziły się o jego relacjach z pracownikami i podwładnymi, przyznając, że „łamał zasady etyki obowiązujące w Polskim Radiu, w kontaktach z pracownikami naruszył przyjęte w relacjach zawodowych normy etyczne, bo ci nie mogą być traktowani instrumentalnie”. Do tego można dorzucić „nieprzestrzeganie przez dyrektora ich zakresu obowiązków, wywieranie nieuzasadnionej presji, stawianie bezpodstawnych zarzutów”. To tak z brzegu.
Niepokojąca jest narracja, która została tu przyjęta, fajnie byłoby trochę popatrzeć na pana chęcińskiego z trochę innej strony. Pojawiły się jego słowa o tym, że ta decyzja to zaskoczenie „zarówno dla mnie, jak i bardzo wielu osób z kierownictwa, a także pracowników Polskiego Radia”. Można się zgodzić, z tym, że zaskoczenie to głównie wynika z tego, ile czasu był na tym stanowisku.
Przez niecałe dwa lata doprowadził do tego, że z portalu odeszło kilkadziesiąt osób. Kilkadziesiąt, dokładnie nawet trudno policzyć, Część była zwolniona, część zrezygnowała sama albo w sumie została do tego zmuszona.
„Na tym budowałem markę portalu, który stworzyłem od zera wraz z grupą fantastycznych nowych dziennikarzy”. Tak, zwłaszcza nowych dziennikarzy, z częścią których sam się żegnał, kiedy przestali mu być potrzebni i których zadania polegały głównie na informowaniu dyrektora o tym, o czym rozmawiają koledzy w newsroomie etc.. Kompetencje? Te raczej nie były potrzebne, głównie w cenie lizusostwo i przytakiwanie, żeby już nie nazywać tego dosadniej. Rozumiem, że część ludzi może patrzeć na to jak na rozbijanie jakiejś grupy zasiedziałych ludzi na etacie, którym nie chce się pracować, ale to akurat nie ten przypadek. Raczej wywalanie każdego, kto miał inne zdanie na jakikolwiek temat, co poskutkowało tym, że przez cały czas byli poszukiwani pracownicy.
Oczywiście przyszło przynajmniej kilka osób, które podniosły poziom i nie można im niczego zarzucić, ale ogólnie polityka kadrowa tego człowieka i jego zaufani ludzie to jakiś dramat - sytuacja była beznadziejna od miesięcy i nie zanosiło się na to, by ktokolwiek miał na zareagować.
Wiedzy o internecie nie miał żadnej, więc postanowił zrobić z portalu telewizję, o co walczył przez długi czas – jakość tego przedsięwzięcia można ocenić samemu, warto też zerknąć na to, jaką liczbę odsłon miały materiały wideo. Ale zasięgi rosną, jasne.
Ogólnie to straszny, naprawdę straszny człowiek, zachwycony sobą i przekonany o swoim geniuszu, dla którego jakikolwiek dialog nie istniał - zwłaszcza z pracownikami, których traktował z obrzydliwą wyższością i z pozycji siły. W centrum wszystkiego, mający jakieś mądrości absolutnie w każdym temacie. A przy tym wszystkim bez żadnego kręgosłupa moralnego czy empatii. O poglądach nawet nie warto wspominać, bo ten człowiek to słownikowa definicja koniunkturalisty, który sprzeda wszystko dla jakiegoś sukcesu. Całe szczęście ten „sukces” w tym przypadku zakończył się właśnie w ten sposób. Nikomu nie życzę podobnego szefa, ale to raczej oczywiste, że zaraz znajdzie kolejną ciepłą posadę, gdzie nikt nie będzie mu patrzył na ręce. To chyba już tak po prostu działa.[/quote
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniamiużytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosiodpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadomnas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
Mariusz Staniszewski zagrożony odwołaniem z zarządu Polskiego Radia
KOMENTOWANEGO ARTYKUŁU
KOMENTARZE (19)
WASZE KOMENTARZE
Znowu ruch przy korytku.
Chyba warto tu o kilku rzeczach wspomnieć, a nie robić ofiarę z człowieka, który przez prawie dwa lata był raczej w roli oprawcy. W sumie można zacząć od kilku komisji w PR, które dość jednoznacznie wyraziły się o jego relacjach z pracownikami i podwładnymi, przyznając, że „łamał zasady etyki obowiązujące w Polskim Radiu, w kontaktach z pracownikami naruszył przyjęte w relacjach zawodowych normy etyczne, bo ci nie mogą być traktowani instrumentalnie”. Do tego można dorzucić „nieprzestrzeganie przez dyrektora ich zakresu obowiązków, wywieranie nieuzasadnionej presji, stawianie bezpodstawnych zarzutów”. To tak z brzegu.
Niepokojąca jest narracja, która została tu przyjęta, fajnie byłoby trochę popatrzeć na pana chęcińskiego z trochę innej strony. Pojawiły się jego słowa o tym, że ta decyzja to zaskoczenie „zarówno dla mnie, jak i bardzo wielu osób z kierownictwa, a także pracowników Polskiego Radia”. Można się zgodzić, z tym, że zaskoczenie to głównie wynika z tego, ile czasu był na tym stanowisku.
Przez niecałe dwa lata doprowadził do tego, że z portalu odeszło kilkadziesiąt osób. Kilkadziesiąt, dokładnie nawet trudno policzyć, Część była zwolniona, część zrezygnowała sama albo w sumie została do tego zmuszona.
„Na tym budowałem markę portalu, który stworzyłem od zera wraz z grupą fantastycznych nowych dziennikarzy”. Tak, zwłaszcza nowych dziennikarzy, z częścią których sam się żegnał, kiedy przestali mu być potrzebni i których zadania polegały głównie na informowaniu dyrektora o tym, o czym rozmawiają koledzy w newsroomie etc.. Kompetencje? Te raczej nie były potrzebne, głównie w cenie lizusostwo i przytakiwanie, żeby już nie nazywać tego dosadniej. Rozumiem, że część ludzi może patrzeć na to jak na rozbijanie jakiejś grupy zasiedziałych ludzi na etacie, którym nie chce się pracować, ale to akurat nie ten przypadek. Raczej wywalanie każdego, kto miał inne zdanie na jakikolwiek temat, co poskutkowało tym, że przez cały czas byli poszukiwani pracownicy.
Oczywiście przyszło przynajmniej kilka osób, które podniosły poziom i nie można im niczego zarzucić, ale ogólnie polityka kadrowa tego człowieka i jego zaufani ludzie to jakiś dramat - sytuacja była beznadziejna od miesięcy i nie zanosiło się na to, by ktokolwiek miał na zareagować.
Wiedzy o internecie nie miał żadnej, więc postanowił zrobić z portalu telewizję, o co walczył przez długi czas – jakość tego przedsięwzięcia można ocenić samemu, warto też zerknąć na to, jaką liczbę odsłon miały materiały wideo. Ale zasięgi rosną, jasne.
Ogólnie to straszny, naprawdę straszny człowiek, zachwycony sobą i przekonany o swoim geniuszu, dla którego jakikolwiek dialog nie istniał - zwłaszcza z pracownikami, których traktował z obrzydliwą wyższością i z pozycji siły. W centrum wszystkiego, mający jakieś mądrości absolutnie w każdym temacie. A przy tym wszystkim bez żadnego kręgosłupa moralnego czy empatii. O poglądach nawet nie warto wspominać, bo ten człowiek to słownikowa definicja koniunkturalisty, który sprzeda wszystko dla jakiegoś sukcesu. Całe szczęście ten „sukces” w tym przypadku zakończył się właśnie w ten sposób. Nikomu nie życzę podobnego szefa, ale to raczej oczywiste, że zaraz znajdzie kolejną ciepłą posadę, gdzie nikt nie będzie mu patrzył na ręce. To chyba już tak po prostu działa.