Szanowny Użytkowniku,
Na naszych stronach używamy technologii, takich jak pliki cookie, które służą do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu.Przez dalsze aktywne korzystanie z naszego serwisu wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych na zasadach określonych w polityce prywatności.Wyrażenie zgody jest dobrowolne a wyrażoną zgodę możesz w każdej chwili cofnąć.Można to zrobić poprzez zmianę ustawień przeglądarki lub opuszczenie serwisu (więcej).
Króliki w kampanii Ministerstwa Zdrowia banalizują temat prokreacji i pomijają matki (opinie)
KOMENTOWANEGO ARTYKUŁU
KOMENTARZE (32)
WASZE KOMENTARZE
MariaAwaria,jeśli chodzi o króliki to jest dokładnie odwrotnie niż napisałaś.To właśnie panie królikowe dosłownie nadstawiają się każdemu samcowi który jest obok.Mają jeszcze parę innych przywar np.po porodzie potrafią zjeść część miotu,parę razy tak mi się zdarzyło.
Ja uważam, że taki spot reklamowy mógł być zaaprobowany w MZ tylko przez lubieżnego, seksistowskiego chama, traktującego seks, kobietę i potem potomstwo w sposób przedmiotowy, jak rzeczy. Jest to przecież beznadziejnie niepoważne i obraźliwe dla kobiet - nie widać tego, Panie Ministrze? Pasuje mi to do gęby pana ministra zdrowia, na którą bez obrzydzenia patrzeć nie mogę! Jak tu potem przekonywać kobiety, w tym młode dziewczyny tuż przed okresem prokreacyjnym w ich życiu, że nie wszyscy mężczyźni są takimi emocjonalnymi inwalidami i flejtuchami obyczajowymi? Nie zdziwiłbym się, gdyby większość z nich poczuła się głęboko obrażona tym spotem! Takie treści mógł zaaprobować do emisji tylko taki ktoś, który nie wyrósł z krótkich majtek, wyobraża więc sobie, że seks to zabawa bez zobowiązań i praw honorowych "tej drugiej strony", która w całym tym przekazie znika, staje się jak gdyby tylko jego tłem. Jestem dorosłym facetem i ojcem trojga dorosłych już ludzi, a lubieżność uważałem za kalectwo charakteru, z którego trzeba się leczyć, a to jest trudne - wiem co piszę, bo mnie to kosztowało parę lat życia, które spędziłem we więzieniu twardej samokontroli obyczajowej, jaką sobie narzuciłem kilka lat przed ślubem.