Szanowny Użytkowniku,
Na naszych stronach używamy technologii, takich jak pliki cookie, które służą do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu.Przez dalsze aktywne korzystanie z naszego serwisu wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych na zasadach określonych w polityce prywatności.Wyrażenie zgody jest dobrowolne a wyrażoną zgodę możesz w każdej chwili cofnąć.Można to zrobić poprzez zmianę ustawień przeglądarki lub opuszczenie serwisu (więcej).
Reaktywowany teleturniej „Va banque” oglądało 896 tys. widzów. Prowadzącym był Przemysław Babiarz
KOMENTOWANEGO ARTYKUŁU
KOMENTARZE (17)
WASZE KOMENTARZE
Niekoniecznie. Tytuł był dosyć przemyślany by nawiązywać do pierwowzoru, jakim jest "Jeopardy!" Dosłownie oryginalny tytuł formatu tłumaczy się na "ryzyko", ale żeby uniknąć konfliktów na tle praw autorskich (bodajże w 1996 czy 1997 był już teleturniej o tytule "Ryzyko", chyba z Pijanowskim w roli gospodarza), zdecydowano się na "wyraz bliskoznaczny" - nie znam bardziej ryzykownego wariantu gry niż gra "za wszystko", czyli właśnie "va banque".
Limit 5 gier jest akurat na miejscu, głównie ze względu na ramówkę od poniedziałku do piątku, tak jak było w "Jeopardy!" w latach 80. Gdyby emisja Va Banque była 7 dni w tygodniu, brak limitu udziałów miałby sens. Trochę groteskowo wygląda pozostawienie limitu kwotowego 100 000 zł, jednak można to próbować wytłumaczyć "kazusem Holzhauera" (facet wygrał 32 razy, zgarniając ponad dwa miliony dolarów, przy czym jeden z jego odcinków jest obecnie rekordowym jeśli chodzi o wygraną w pojedynczej grze: 131 127 dolarów, zaś pierwszy milion zgarnął po 14 grach), tak by nie dopuścić do ewentualnego bankructwa producenta jeśli w Polsce znajdzie się podobny chojrak. Cóż, i Jackowski, i Łoboda do takich nie należeli, średnio zgarniali poniżej 10 tysięcy złotych za jedną grę.
Zresztą jeśli pierwsza seria zostanie dokończona, a druga seria okaże się sukcesem, mam nadzieję że tablica haseł dostanie podwojone wartości. Marzenie ściętej głowy, ale marzyć zawsze warto. ;)