Po pierwsze to nie zwolnienia, bo tego można się było spodziewać jako że to są kolejne kroki po zadeklarowanie programu „dobra zmiana”. To są represje polityczne, nie bójmy się tego słowa. A te nie były stosowane jako uzasadnienie wprowadzanych zmian po zainstalowaniu się nowej władzy po upadku komuny.

Po drugie: samo zwalnianie z pracy nie jest jeszcze takie straszne, dopóki w tym państwie działają sądy pracy. Wspomnijmy choćby przypadek Ewy Wanat.

Najstraszniejsze jest to, co widać tu, na tym forum: poklask gawiedzi żądnej krwi i gorliwość wykonawców, całej tej „wygłodniałej żeru masy” dopuszczonej do stanowisk publicznych (Jadwiga Sztaniszkis).

Oni stanowią gwarancję dla Jarosława Samozwańca Zbawiciela Polski, że jego chore rojenia o państwie w którym obowiązuje zasada jednolitej władzy państwowej a nie trójpodział i wzajemne równoważenie władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej mają szanse realizacji dopóki raz zdobyta władza przez 19% uprawnionych do głosowania za pomocą kłamstw, oszustw, oszczerstw i manipulacji nie zostanie oddana.

Zwolnienie nastąpiły w 2007/2008 roku pod płaszczykiem likwidacji stanowisk albo restrukturyzacji. Padli (w oddziałach) ci najbardziej doświadczeni i najdłużej pracujący. Nie były to jednak czystki polityczne, a głupota. Wyrzucono z etatów największe skarby każdej korporacji - doświadczonych, napchanych wiedzą.