Komedia czy romans? Recenzja miniserialu Netfliksa zatytułowanego „Obsesja”
Po skasowaniu serialu „Sex/Life” Netflix proponuje widzom kolejny romans, a dokładnie thriller erotyczny. „Obsesja” to ekranizacja powieści „Skaza” Josephine Hart. Czy to nowa strategia platformy?
![„Obsesja”, Netflix](https://static.wirtualnemedia.pl/media/top/obsesja netflix.jpg)
Spodziewam się, że miniserial „Obsesja” może okazać się sukcesem frekwencyjnym, ale nie jestem pewna, czy widownia będzie się wzruszać i oburzać, czy raczej co chwila wybuchać śmiechem. Netflix nie ma szczęścia do dobrych thrillerów erotycznych, co nie znaczy, że nie osiągają one wysokich wyników oglądalności. A może to kwestia gatunku - wbrew pozorom thriller erotyczny to spore wyzwanie – w większości kończy się na pretekstowej fabule i próbie udowodnienia, że sceny erotyczne są tylko dodatkiem, a nie spoiwem narracji.
W przypadku „Obsesji” początkowo może się wydawać, że serial ma aspirację opowiedzenia złożonej historii o Williamie (w tej roli Richard Armitage, aktor ostatnio kojarzony z seriali Netfliksa na podstawie prozy Harlana Cobena, jak „The Stranger” i „Zostań przy mnie”), który jest dojrzałym, szanowanym londyńskim chirurgiem. Poznajemy go w momencie gdy z sukcesem doprowadza do rozdzielenia tzw. syjamskich bliźniąt (bohaterowie w erotykach zawsze mają imponujące zawody, albo duże majątki, wystarczy spojrzeć na przykład „Pięćdziesięciu twarzy Greya”), a jego żona i dorosłe dzieci chcą z nim świętować ten sukces. Syn Williama — Jay (Rish Shah) także zajmuje się medycyną, a dokładnie badaniami nad komórkami macierzystymi. Jest w nowym związku i chce przedstawić swoją partnerkę rodzicom. Tak się składa, że Anna (Charlie Murphy) jest na tym samym przyjęciu, co William i poznaje swojego przyszłego teścia wcześniej niż na zaplanowanym obiedzie. Wystarczy, że na siebie spoglądają na sali pełnej obcych ludzi i zaczyna się… obsesja.
Jak w operze mydlanej
Niewątpliwie wielką trudnością jest wiarygodne odegranie uczuć, które dopadają bohaterów od pierwszego wejrzenia. Na ogół dzieje się tak w telenowelach i operach mydlanych (scenariusze oparte na prawdopodobieństwie psychologicznym unikają tak prostych rozwiązań więc poza tymi gatunkami telewizyjnymi, rzadko je oglądamy w quality tv), dlatego twórcy korzystają ze zbliżeń na twarze bohaterów, aby mimika mogła coś nam o ich emocjach powiedzieć. Znamy to z „Dynastii”, „Mody na sukces” i „Klanu” – wyraz zdziwienia, przerażenia, zdumienia maluje się na twarzy bohatera, a ten zastyga w bezruchu na długie minuty, w czasie których mamy przekonać się o szczerości jego uczuć. Co jednak dozwolone jest w operze mydlanej, wypada znacznie gorzej w miniserialu aspirującym do miana produkcji jakościowej. Patrząc na obsadę serialu, mamy prawo uznać, że oglądamy serial jakościowy, ale niestety, wszystko, co dzieje się fabularnie i aktorsko, szybko pozbawia nas złudzeń.
Dość powiedzieć, że Williama z minuty na minutę ogarnia obsesja na punkcie przyszłej synowej. Nie wdając się w szczegóły fabularne, mogę jedynie polecić odcinek drugi, w którym bohater tarza się na łóżku w pokoju hotelowym, w którym wcześniej spała Anna i obsesyjnie próbuje wdychać jej zapach z poduszek, mając nadzieję, że nie zostały po niej wymienione. Na samym tarzaniu scena się nie kończy…
Thriller erotyczny
W historii amerykańskiego kina znamy przypadki udanych thrillerów erotycznych, jak „Amerykański żigolak” z Richardem Gerem, słynny „Nagi instynkt” z Sharon Stone, „Fatalne zauroczenie” z Glenn Close i Michaelem Douglasem, czy „Skazę” (nominowana do Oscara, Złotego Globu i nagrody BAFTA) z Jeremym Ironsem i Juliette Binoche, będącą adaptacją tej samej powieści, którą zekranizował właśnie Netflix. W czym więc tkwi problem produkcji platformy, które częściej wywołują śmiech niż zaangażowanie? W przypadku skasowanego serialu „Sex/Life” sama Sarah Shahi, czyli aktorka wcielająca się w główną rolę, skrytykowała scenariusz produkcji.
Scenariusz niedopasowany do ram gatunkowych serialu i zbyt wysokie tony w banalnej opowieści wywołują niezamierzony efekt komiczny. Największym problemem wydaje się brak decorum, czyli jednorodności stylistycznej. „Obsesja” popełnia ten grzech, serwując wstęp o szczęśliwej i spełnionej rodzinie cieszącej się komfortem wspólnego życia, po czym kilka minut później ten spełniony i szczęśliwy małżonek karmi oliwką obcą kobietę w barze, nie panując nad emocjami. Później dzwoni i wysyła SMS-y jak nastolatek, nie myśląc o tym, że będą tego konsekwencje.
Anna i William wdają się w romans, a widz w dalszym ciągu nie wie, co jest tak wyjątkowego w tych ludziach, że czują wzajemne przyciąganie. Co takie dostrzegł William w Annie, a Anna w Williamie? Gdyby scenariusz w tej kwestii poświęcił kilka minut na zapoznaniu bohaterów z widzami, być może ich losy mogłyby nas przez chwilę zainteresować. Skoro jednak tak się nie stało, możemy jedynie raz po raz wybuchać śmiechem, widząc sceny z paryskiej ulicy i kącika malowniczo zastawionego koszami na śmieci.
Thriller erotyczny lubi szokować swoją widownię, dlatego dostajemy widok na „paryski rynsztok”, kilka scen udających „Ostatnie tango w Paryżu” i milczących spotkań sugerujących tajemnice skrywane przez bohaterkę. Stałe elementy obecne w gatunku, czyli bohaterka z przeszłością, ktoś z rodziny znający mroczny sekret i wierna przyjaciółka mogłyby zagrać i w tym wypadku gdyby Anna nie wypełniała całej przestrzeni swoim ego. A tak pozostaje nam dość kuriozalny seans dla koneserów.
„Obsesja” dostępna jest w całości na Netfliksie.
Dołącz do dyskusji: Komedia czy romans? Recenzja miniserialu Netfliksa zatytułowanego „Obsesja”