SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Tomasz Niewiadomski: nowy „Przekrój” to lekkość i humor bez błahych tematów

- To magazyn społeczno-kulturalny, w którym kluczową rolę odgrywa rozrywka, trzon pisma tworzą także działy nauki i sportu. Inspiracją dla struktury i szaty graficznej jest »Przekrój« z czasów Mariana Eilego. Sporo ilustracji, stałych rubryk, rysunkowej satyry dodaje pismu lekkości. Teksty bywają wymagające, ale są napisane przystępnym językiem - o powrocie „Przekroju” na rynek mówi Wirtualnemedia.pl Tomasz Niewiadomski, wydawca i redaktor naczelny pisma.

Jak poinformowaliśmy w środę, na początku przyszłego tygodnia w nowej odsłonie pojawi się „Przekrój”. Teraz będzie to kwartalnik o tematyce społeczno-kulturalnej, zajmujący się także rozrywką i sportem, natomiast bez tematyki politycznej. Pismo ma 148 stron w formacie A3, każdy numer będzie kosztował 14,90 zł. Pierwsze wydanie ukaże się w nakładzie 50 tys. egz.

Wydawcą i redaktorem naczelnym pisma jest Tomasz Niewiadomski, który prawa do niego kupił ponad trzy lata temu od Gremi Media, krótko po tym jak magazyn przestał być wydawany jako tygodnik. Ogółem „Przekrój” ukazywał się od 1945 roku, największą popularnością cieszył się w latach 50., 60. i 70.


Z Tomaszem Niewiadomskim rozmawiamy o koncepcji nowego „Przekroju” oraz planach rozwoju pisma i związanej z nim fundacji


Tomasz Wojtas: We wstępniaku w pierwszym numerze „Przekroju” pod Pana kierownictwem pisze Pan, że ten magazyn zawsze wzbudzał w Panu spore emocje. Dlatego zdecydował się Pan kupić prawa do tytułu? Pewnie ma Pan sentymentalny związek z „Przekrojem”, osobistą historię czytania tego pisma.

Tomasz Niewiadomski: Na pewno jest to wyjątkowy tytuł i wciąż wzbudza wiele pozytywnych emocji. Gdy pojawiła się informacja, że tygodnik przestaje wychodzić, poczułem żal. Pracowałem wtedy konceptualnie nad innym, bardzo niszowym magazynem. Przyszło mi do głowy, że można by spiąć obie koncepcje w jedną całość. Było to siłowanie się intuicji ze zdrowym rozsądkiem, ale zaryzykowałem.

W podjęciu decyzji ostatecznie pomogło mi spędzenie kilku dni w archiwach, gdzie odkrywałem kolejno dawnych „Przekrojowych” autorów, rysowników, literaturę na światowym poziomie. Nie miałem już wątpliwości, że był to właściwy wybór. Kolejnym ważnym powodem była głęboka potrzeba zaangażowania się w życie społeczne w kraju po kilku latach spędzonych poza jego granicami. Mam wrażenie, że to, czym się zająłem, jest bardzo istotne, choć przyznam, że czuję też ogromną odpowiedzialność.

A kiedy zaczął Pan czytać „Przekrój” i kiedy kupił go Pan ostatni raz?

Jako dziecko oglądałem ostatnią stronę - „Rozmaitości” z Profesorem Filutkiem. Nie będę oryginalny, mówiąc, że miałem dostęp do starych numerów – dziadek czytał, wujek zbierał. Trafiał w moje ręce „Przekrój” redaktora Czumy, czytywałem tygodnik Piotra Najsztuba, sięgałem po niego również w ostatnich latach za czasów Gremi. W swojej historii pismo miało lepsze i gorsze momenty, ale zawsze było bardzo niezależne.

Pewnie sporo osób zastanawia się, dlaczego „Przekrój” wraca dopiero teraz. Co się działo przez trzy lata, od kiedy kupił Pan prawa do tego tytułu?

Zastanowiłem się przez chwilę, czy dopiero, czy już po trzech latach. Przyznam, że nie zdawałem sobie sprawy z ogromu pracy do wykonania, nie miałem też doświadczenia wydawniczego. Kupując tytuł w chwili wycofywania go z rynku, odebrałem z magazynu nieczynnej już podwarszawskiej drukarni kilkadziesiąt kartonów z „Przekrojowym” archiwum. Trzeba było znaleźć miejsce na nową redakcję, wszystko starannie przejrzeć i zabezpieczyć. Czułem, naturalnie, ogromną presję czasu, ale starałem się jej nie ulegać.

W małym zespole zacząłem pracę nad nową koncepcją pisma. Od samego początku mocno zaangażowałem się w to przedsięwzięcie, poświęcałem mu cały swój czas. Po stworzeniu struktury pisma przyszedł czas na makietę, potrzeba było kolejnych osób do zespołu, zaczęliśmy pracę nad stroną internetową, numerami zerowymi, szukaliśmy autorów. Musiałem stworzyć całą infrastrukturę, zapewnić odpowiednie warunki, by „Przekrój” jako niezależny tytuł mógł trafić w ręce czytelnika. Były to bardzo pracowite trzy lata dla mnie i wszystkich, którzy kolejno pojawiali się w redakcji.

Nie chciał Pan tego zlecić żadnemu menedżerowi?

Nie przyszło mi to do głowy.

Zaraz po przejęciu „Przekroju” miał Pan pomysł, żeby przekształcić go w kwartalnik?

Myślałem o miesięczniku. Decyzja, że ma to być kwartalnik, została podjęta w procesie kształtowania się całości.

W winiecie „Przekroju” nie ma podtytułu. Jak by Pan go określił dwoma, trzema słowami?

„Przekrój”: otwórz, czytaj.

To z archiwum „Przekroju” wzięto pomysł na szatę graficzną nowej odsłony pisma: z wieloma grafikami, także na okładce, ale małą liczbą zdjęć? Magazyn wygląda bardzo tradycyjnie, konserwatywnie, można nawet powiedzieć, że archaicznie.

Zdecydowanie nie zgodzę się z zarzutem archaiczności czy konserwatyzmu, choć nie ma wątpliwości, gdzie są nasze korzenie. Na pewno nowa szata graficzna łamie panujące zwyczaje, raczej nazwałbym ją oryginalną. Każdą stronę komponujemy indywidualnie, ale pamiętamy też, by całość była spójna. Cztery szpalty i duża „gęstość” stron również są nietypowym rozwiązaniem. Makieta nie jest czymś zamkniętym, każdy nowy numer będzie odrobinę zaskakiwać czytelnika.

Nie za późno na powrót do lat 50. i 60.? Barbara Hoff, publicystka związana z „Przekrojem” przez 50 lat, w artykule o Marianie Eilem, który opublikowano w pierwszym numerze pod Pana kierownictwem, ocenia reaktywację pisma bardzo krytycznie: „Co za bzdura! To jest już martwe, to wleczenie truchła! Tego już nie ma! Róbcie zupełnie nową gazetę”. A dla obecnych 20-latków vintage są już lata 80. i 90.

Mimo wszystko pani Barbara Hoff podjęła decyzję, że będzie pisywać dla „Przekroju”, więc chyba nie jest tak źle. Nie wracamy do lat 50. i 60. Inspirowaliśmy się tym okresem, pracując nad strukturą i szatą graficzną, pragnąc zachować pewną konsekwencję i zademonstrować szacunek wobec twórcy pisma. „New Yorker” od prawie 100 lat nie zmienił swojego logo, fonty i kreska satyrycznych rysunków nawiązują do lat 20., kiedy magazyn powstał. Przywróciliśmy oryginalne logo „Przekroju”, które doskonale się broni po 70 latach właśnie dlatego, że jest ponadczasowe. To siła dobrego projektu, logotypu i proporcji – pasuje jak garnitur uszyty na miarę.

Poza tym w pierwszym numerze prezentujemy teksty świetnych współczesnych autorów, a wszystkie nurtujące nas zagadnienia są wyjątkowo aktualne. Wypada jeszcze dodać, że zaproszeni przez nas do współpracy ilustratorzy to uznane współcześnie nazwiska. Wybieramy zarówno autorów, jak i rysowników w taki sposób, żeby ich dzieła tworzyły z archiwalnymi publikacjami integralną całość – to się nie „gryzie”.

W strukturze pisma różne działy są mało wyodrębnione, spis treści zajmuje tyko dwie trzecie strony. Czytelnicy się nie pogubią w magazynie?

Nie trzeba wszystkiego aż tak jasno określać, szczególnie w kwartalniku. Inaczej jest w przypadku prasy codziennej, z której czytelnicy chcą szybko wyłowić ważne dla siebie informacje. W nowym „Przekroju” działy się przenikają, ale układ pisma jest dość intuicyjny. Wierzę, że nasi czytelnicy świetnie sobie dadzą radę.

A jak Pan sobie wyobraża grupę czytelników „Przekroju”? Jakie osoby mogą sięgnąć po pismo?

Nasz czytelnik jest ambitny, ma poczucie humoru, pragnie się rozwijać. To osoba ciekawa świata, szukająca inspiracji, chcąca dowiedzieć się czegoś więcej o sobie i otaczającej nas rzeczywistości.

Jak dużo w każdym wydaniu będzie treści archiwalnych?

Tyle ile uznamy za właściwe. Będą w jakimś stopniu komentować obecną rzeczywistość, nawiązywać do aktualnych zdarzeń lub treści zawartych w określonym numerze. Albo najzwyczajniej ciekawić czy inspirować. Niepublikowanie ich byłoby marnotrawstwem.

Całe archiwum „Przekroju” jest już dostępne w wersji cyfrowej?

W tej chwili dysponujemy archiwum do 2000 roku, w całości będzie zdigitalizowane w ciągu dwóch lat.

Będziecie je udostępniać w Internecie? Start nowej wersji serwisu „Przekroju” zapowiedziano na wiosnę przyszłego roku.

Będzie dostępne na naszej stronie. Serwis to uzupełnienie magazynu drukowanego. Strona powinna ruszyć wiosną, wraz z ukazaniem się drugiego numeru – w marcu.

A sam magazyn będzie dostępny w wersji cyfrowej, np. w serwisach z e-wydaniami gazet i czasopism?

Magazyn drukowany jest naszą wizytówką, obecnie nie planujemy wersji cyfrowej.

Jaki będzie nakład pierwszego numeru nowego „Przekroju”, a jaki docelowy?

Drukujemy 50 tys. egzemplarzy. A docelowo? To się okaże.

Dołącz do dyskusji: Tomasz Niewiadomski: nowy „Przekrój” to lekkość i humor bez błahych tematów

24 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
WarMan04
Trzymam kciuki i na pewno kupię w poniedziałek, aby zobaczyć co ciekawego się odrodziło/
0 0
odpowiedź
User
Kto bogatemu zabroni?
A propos bezstronności politycznej: wywiad z Żakowskim, redakcja z TOKu czyli bezstronność pełną gębą
0 0
odpowiedź
User
XYZ
To jest bardzo dobra wiadomość i imo print może zmierzać właśnie w tym kierunku - wydawnictw droższych ale starannie przygotowanych (taki właśnie Przekrój, czy albumowo wydany Vogue) albo zwertykalizowanych treściowo magazynów np. dla biegaczy czy fotografów. Cała reszta nie upadnie z dnia na dzień, ale będzie - pardon - wymierać razem z czytelnikami.
0 0
odpowiedź