Część pracowników radiowej Jedynki nie popiera zainicjowanego przez dyrektora stacji Kamila Dąbrowę protestu przeciw nowelizacji ustawy medialnej polegającego na emitowaniu co godzinę hymnu Polski lub Unii Europejskiej. - Dyrektor Dąbrowa rozegrał to po mistrzowsku, jeśli mistrzem można nazwać Wolanda albo Machiavellego - wpisał nas w bieżący kontekst polityczny, a wziąwszy pod uwagę czas - Sylwester i Nowy Rok - wytrącił możliwość reakcji. Nie ma też elektronicznego śladu tej decyzji - oceniła Małgorzata Raducha. - Pan dyrektor nie zechciał własnym głosem tego wszystkiego wyjaśnić - stwierdził na antenie Marek Mądrzejewski.
Instrumentalne fragmenty „Mazurka Dąbrowskiego” i „Ody do radości” od rana w piątek są grane w Jedynce co godzinę przed serwisem informacyjnym. Ma to być forma sprzeciwu wobec uchwalonej w ostatnich dniach przez parlament nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. - Zamierzamy zwrócić uwagę naszych słuchaczy oraz opinii publicznej na zagrożenie pluralizmu i wolności słowa w mediach publicznych, które wprowadza wchodząca w życie nowelizacja ustawy medialnej - uzasadnił Kamil Dąbrowa, dyrektor Jedynki.
Wątpliwości wyraził dyrektor biura programowego Polskiego Radia, stwierdzając, że emisja hymnu Polski w takim kontekście może stanowić naruszenie symbolu państwowego, a zajęcie przez rozgłośnię takiego stanowiska w sprawie zmian w ustawie medialnej nie mieści się w ramach uzasadnionej krytyki i w założeniach polityki programowej Polskiego Radia. - Informowałem o tej akcji prezesa Henryka Cicheckiego, nie zgłaszał do niej zastrzeżeń. Zarówno „Mazurek Dąbrowskiego”, jak i „Oda do radości” są grane z pełnym poszanowaniem tych ważnych dla nas symboli - odpowiedział na te zastrzeżenia Kamil Dąbrowa.
W piątek po południu serwis wPolityce.pl zamieścił anonimowy list grupy pracowników Polskiego Radia, którzy krytykują puszczanie co godzinę hymnów. - Nie zgadzamy się z formą protestu i hucpy, jaką zorganizował kolega Kamil Dąbrowa, szef radiowej Jedynki. Nie konsultował on swojej decyzji ani z nami, ani z zarządem PR, a przynajmniej z więcej niż jednym członkiem zarządu. Także proszę nie dać się zwieść propagandzie, że protest pana Kamila jest protestem całego radia. Tak zdecydowanie nie jest - piszą autorzy listu. - Wielu z nas bardzo nie podoba się taki sposób realizacji misji publicznej i wciąganie naszej szacownej instytucji do tak żenujących politycznych i personalnych rozgrywek. Tego typu zagrywki wystawiają na szwank dobre imię Polskiego Radia i stawiają nas, pracowników Polskiego Radia, po jednej ze stron politycznego sporu, co nie mieści się w założeniach polityki programowej Polskiego Radia, zgodnie z którymi relacjonowanie debaty publicznej opiera się na równym dystansie do wszystkich jej uczestników - oceniają.
Nie wiadomo, ilu ani którzy konkretnie pracownicy podpisali to oświadczenie. - Przykro nam, że nie możemy podać nazwisk (jeszcze), ale jako pracownicy ryzykujemy dużo, wchodząc w otwarty spór z obowiązującymi jeszcze władzami Polskiego Radia, jak i z dyrektorem Dąbrową - tłumaczyli w liście.
Do emitowania hymnów jako protestu odniósł się także wieloletni dziennikarz Polskiego Radia Marek Mądrzejewski, który prowadził w piątek audycję popołudniową i został zapytany o to przez goszczącego w studiu Cezarego Gmyza. - My też do końca nie jesteśmy zorientowani. Żeby się czegoś dowiedzieć, musimy szukać informacji w mediach sąsiadujących z nami. Pan dyrektor nie zechciał własnym głosem tego wszystkiego wyjaśnić - przyznał Mądrzejewski.
Dziennikarz nie ukrywał, że nie podoba mu się taka forma wyrażenia sprzeciwu. - Pamiętam czasy protestów, kiedy trzeba było dać własną twarz, głos, nazwisko. Teraz widać wiele się zmieniło - stwierdził. Zwrócił też uwagę, że wprowadzana nowelizacja ma być tylko początkiem zapowiadanej przez PiS gruntownej reformy organizacyjno-prawnej i finansowej mediów publicznych, którą mają wprowadzić ustawy szykowane do uchwalenia w najbliższym półroczu.
- Nadzieją napawa to, że jeżeli gdzieś tam na końcu tych zmian, które się rozpoczęły, ma być przekształcenie mediów publicznych w narodowe, a rodzajem protestów jest emitowanie co dwie godziny hymnu narodowego, to ci którzy protestują, przekształcają się jakby w prekursorów - ocenił Marek Mądrzejewski.
Akcję antenową z hymnami skrytykowała również Małgorzata Raducha, prowadząca i wydawca m.in. „Czterech pór roku”. - Nikt mnie o zdanie nie pytał przy podejmowaniu decyzji o emisji o każdej pełnej godzinie hymnu na przemian z Odą do radości. Co więcej, nikt nie pytał nikogo z mojej redakcji. Swoją decyzję ogłosił na porannym kolegium szefów wszystkich redakcji: aktualności, publicystyki, kultury, sportu, międzynarodowej, naukowej oraz sekretarza programu dyrektor Dąbrowa. Nikt nie zaprotestował. Dziennikarze Jedynki dowiedzieli się o tym fakcie po południu w Sylwestra, a niektórzy dopiero z anteny w pierwszym dniu jakże Nowego dla nas Roku - opisała w liście otwartym. - Dyrektor Dąbrowa rozegrał to po mistrzowsku, jeśli mistrzem można nazwać Wolanda albo Machiavellego - wpisał nas w bieżący kontekst polityczny, a wziąwszy pod uwagę czas - Sylwester i Nowy Rok - wytrącił możliwość reakcji. Nie ma też elektronicznego śladu tej decyzji - została ona w formie PAPIEROWEJ zostawiona na bloku emisyjnym do realizacji. Mimo braku podpisu pod ustawą Prezydenta - telefoniczną dyspozycję, że „ruszamy” z akcją wydał dzwoniąc na blok emisyjny szef aktualności Artur Makara - dodała.
- Polskie Radio, a w szczególności Jedynka, w której pracuję od ćwierćwiecza, zawsze słynęły z obiektywizmu. Mamy na to dowody archiwalne i antenowe - np. w osobach gości komentatorów od prawa do lewa. Polityków również, z których wystąpień jesteśmy skrupulatnie rozliczani. Odbierając dziś liczne telefony i smsy z gratulacjami za niezwykle udaną akcję protestacyjną czułam się jak Piszczyk, który nie wie, na jakiej wojence się znalazł. Podobnie zresztą, gdy dzwonili przeciwnicy takiej formy protestu p/nowej ustawie - przyznała dziennikarka. - I na koniec: jestem pełna „podziwu” dla Dyr. Dąbrowy - rozegrał to doskonale, pociągając nas za sobą. Na nas nie czeka żadne „ pierwsze radio informacyjne”, ani fotel w „Szkle kontaktowym”. Nie mogę mówić za Kolegów, ale ja się czuję jak mięso armatnie wykorzystane w bratobójczej walce - podkreśliła dziennikarka, nawiązując do tego, że Kamil Dąbrowa w przeszłości pracował w TOK FM i występował w „Szkle kontaktowym”.
Telewizja
|
Eksperci o nowelizacji ustawy medialnej: to szybki łup polityczny, media po upartyjnieniu bez szans na sukces
|
Z drugiej strony niektórzy dziennikarze popierają emitowanie hymnów w proteście przeciw nowelizacji ustawy medialnej. - Przypomnę, że akcja Jedynki - a tak ja ją rozumiem - jest symbolicznym gestem poparcia dla idei wolności słowa, szczególnie bliskiej sercu (chyba) każdego dziennikarza, redaktora czy publicysty. Czy tryb uchwalania tzw. małej ustawy medialnej oraz jej treść licują z tą ideą? Czy wszystko jest w porządku? Czy - wreszcie - jest coś złego w emitowaniu pięknych i znaczących utworów na ogólnopolskiej antenie? Czy wystarczy powiedzieć, że kocha się radio i pracę w nim, by nie zauważać kontekstu politycznego, w którego cieniu się znaleźliśmy bez względu na własne poglądy? Ja też kocham radio i pracę w nim, to najszlachetniejsza stacja dziennikarskiego doświadczenia, ale uważam, że nie może to być uczucie platoniczne - stwierdził Przemysław Szubartowicz, prowadzący m.in. „Debatę dnia” i „Z kraju i ze świata”, w oświadczeniu, które przesłano portalowi Wirtualnemedia.pl. - Dlatego solidaryzuję się z akcją antenową radiowej Jedynki oraz z dyrektorem Kamilem Dąbrową. Godność hymnu państwowego nie jest w moim przekonaniu zagrożona - ja słucham go zawsze z szacunkiem i patriotyczną przyjemnością. Gdyby ktoś z Państwa podzielał mój punkt widzenia, proszę o odpowiedź - napisał do innych pracowników rozgłośni.
- Sytuacja jest nadzwyczajna i wymaga reakcji ze strony zespołu, zwłaszcza że pojawiła się w mediach informacja o anonimowym proteście „części dziennikarzy”. Jest to sytuacja kuriozalna i historycznie skompromitowana - protest bez podpisu, oparty na kolportowanym anonimie - skrytykował Szubartowicz. - Uważam, że lepiej otwarcie solidaryzować się lub jawnie protestować; wówczas sytuacja jest jasna. Przynajmniej dwie osoby z naszego grona już to uczyniły. Nie jest mi przykro, że mogę (od razu) podać nazwisko. Swoje - podkreślił.