SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Wizerunkowy upadek Roberta Karasia. "Straciłem 600 tys. zł"

Robert Karaś, rekordzista świata w 10-krotnym Ironmanie, przyznał się do stosowania dopingu. "Polski Iron Mann" kilka razy zmieniał w tej sprawie wersję wydarzeń - początkowo twierdził, że nie brał zakazanych substancji dopingujących, później, że brał je, ale na leczenie kontuzji, by na końcu stwierdzać, że drostanolon miał mu tylko pomóc w lutowej walce MMA. Karaś stwierdził, że cała sytuacja kosztuje go utratę 600 tys. zł od sponsora. Czy wizerunkowo ma szansę się podnieść? - Karaś powinien rozważyć zatrudnienie dobrego PR-owca, który wytłumaczy mu, na czym polega budowa wizerunku. Nie chodzi tu o to, by sportowiec nagle stał się kimś innym, ale o to, aby nie szkodził sobie samemu - komentuje dla Wirtualnemedia.pl Ewa Wójcikowska, strateg komunikacji PR i właścicielka agencji 7PR 4Strategy.

fot. Shutterstock.comfot. Shutterstock.com

Robert Karaś w maju ustanowił światowy rekord w 10-krotnym Ironmanie, z wynikiem 182 godziny, 43 minuty i 43 sekundy. Na zawodach w Brazylii pokonał dystans 38 km w pływaniu, 1800 km na rowerze i 422 km w biegu.

Cieniem na sukcesie Polaka położył się jednak opublikowany w ostatnią niedzielę wpis na Instagramie. Oświadczył w nim, że kontrola antydopingowa przeprowadzona na brazylijskich zawodach dała w jego przypadku wynik pozytywny. Karaś zaprzeczył, że brał niedozwolone substancje.

"Oświadczam, że nigdy nie stosowałem żadnej formy dopingu. Przed startem w Brazylii sam zabiegałem u organizatorów o zapewnienie badań antydopingowych, ponieważ tylko w ten sposób mój wynik mógł zostać oficjalnie uznany za rekord świata. W całej mojej karierze zawsze byłem czysty, co potwierdzały wyniki wielu badań antydopingowych, jakie przechodziłem po każdym z dotychczasowych startów w Pucharze Świata" - napisał w niedzielę Karaś.

Dodał, że w styczniu leczył kontuzje i w trakcie rekonwalescencji podano mu "leki, które zawierały w swoim składzie substancje znajdujące się na liście WADA". "Zostałem wielokrotnie zapewniony, że przyjęcie tych leków nie będzie miało żadnego wpływu na przygotowania ani na sam występ w Brazylii" - oświadczył ultrathriatlonista.

 

Karaś przyznaje się do dopingu w Kanale Sportowym 

Wykryty w organizmie Roberta Karasia drostanolon w Polsce nie jest legalnie dostępny, to steryd na poprawiający siłę, stosowany m.in. przez zawodników sportów walki i kulturystów.

Karaś dzień po wydaniu oświadczenia udzielił wywiadu Tomaszowi Smokowskiego z Kanału Sportowego. Wyznał, że niedozwolony steryd podał mu opiekujący się nim znajomy, bez dyplomu lekarza czy dietetyka.

— Wiedziałem, że to biorę, natomiast nie zagłębiałem się, co to jest, bo miałem to w d... Zapytałem się, czy to jest legalne. Powiedział mi: "72 godziny i nie będziesz miał w organizmie", więc wiedziałem, że to jest coś nielegalnego — opowiadał Karaś, cytując rozmowę z osobą, która dała mu substancję.  

Zawodnik powiedział Tomaszowi, że był zapewniany, że preparat nie będzie miał wpływu na jego przygotowania do zawodów 10-krotnego Ironmana. - Ja tę sytuację biorę w stu procentach na siebie. Oczywiście, Michał wprowadził mnie w błąd z tymi godzinami, ale to była wyłącznie moja decyzja - przyznał Karaś.

Karaś: straciłem 600 tys. zł

Krótko po pierwszym oświadczeniu Roberta Karasia głos w Sport.pl zabrał tak mówił Sport.pl Michał Rynkowski, dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA). Stwierdził, iż niemal za pewnik można uznać, że zawodnik zostanie zdyskwalifikowany, a jego rekord w 10-krotnym Iron Mannie podważony,

- Zupełne uniewinnienie należy rozpatrywać w kategoriach cudu – dodał Rynkowski.

W ocenie Karasia ta wypowiedź była dla niego krzywdząca, ponieważ naraziła go na utratę finansowania przez sponsorów.

- Przez niego [dyrektora POLADA - przyp.) straciłem 600 tys. zł w jeden dzień, natomiast takie jest życie - mówił w Kanale Sportowym. - Moi sponsorzy, z którymi miałem na dwa, trzy lata kontrakt stwierdzili, że po co nam Karaś, skoro cztery lata ma nie startować. I się wycofali. Ale poczuli, że jestem im niepotrzebny - przyznał zawodnik w "Hejt Parku" u Tomasza Smokowskiego.  

Na Karasia posypała się ostra krytyka ze świata sportu oraz dziennikarzy.

- Trzeba trzymać kciuki, że po tym "występie" Robert Karaś otrzyma maksymalną 4-letnią dyskwalifikację, która będzie surowo przestrzegana. Cyniczne podejście do dopingu. Świadome zażywanie zabronionych substancji. Nie dla takich osób w sporcie. Dzieci, młodzież, są inne autorytety! – napisał Mateusz Ligęza, dziennikarz sportowy Radia ZET.

 - Jeżeli Robert Karaś wiedział w chwili przyjmowania substancji, że jest zabroniona (właśnie to przyznał), a do tego nie poprosił o wyłączenie terapeutyczne TUE, to dla takich ludzi nie ma miejsca w sporcie. Celebryta i kanciarz. Bez odbioru – oceniał Michał Chmielewski, dziennikarz TVP Sport.

Kamil Wolnicki z Przeglądu Sportowego Onet skomentował: - Dobrze, że dużo się mówi o antydopingu przy okazji wpadki Roberta Karasia. Szkoda, że chodzi o przypadek tak żenującej ignorancji, do tego bardziej w okolicach niż sercu sportu. Ale może to da komuś do myślenia…

Karaś wydał trzy oświadczenia w kryzysie. Ekspertka: wyłożył się

- Analizując komunikację w kryzysie, na którą zdecydował się Robert Karaś, przychodzą mi na myśl słowa głównej bohaterki filmu „Basic Instinct”, Catherine Tramell, która na pytanie śledczych, czy zabiła, odpowiedziała: "Musiałabym być głupia, pisząc książkę o morderstwie i następnie zabiła kogoś dokładnie tak, jak opisałam w mojej książce. Ogłosiłabym się morderczynią. Nie jestem głupia”. Podobną metodę obrony zastosował Robert Karaś, ujawniając jako pierwszy, że w jego organizmie wykryto substancje zakazane. Podkreślając jednocześnie, że sam zabiegał u organizatora o zapewnienie badań antydopingowych. Jednak, w przeciwieństwie do Tramell, która wygrała starcie z policjantami, Karaś wyłożył się na tej taktyce - uważa Ewa Wójcikowska, strateg komunikacji PR i właścicielka agencji 7PR 4Strategy.

Który element kryzysowego PR sportowca zawiódł? Zdaniem Wójcikowskiej, Karaś pogorszył swoją sytuację wywiadem w Kanale Sportowym. Zdaniem specjalistki, ta rozmowa "nie wzbudziła naszego zrozumienia, ani współczucia". - Ekspert, z którego usług korzystał okazał się być hobbystą, co podważyło profesjonalizm samego Roberta i jego sztabu, a używanie wulgaryzmów i sformułowań typu: "Mam to w dupie" na pewno nie pomogło, a wręcz uczyniło z niego osobę bardzo nieprzyjemną w odbiorze - ocenia ekspertka w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.

- Karaś powinien rozważyć zatrudnienie dobrego PR-owca, który wytłumaczy mu, na czym polega budowa wizerunku. Nie chodzi tu o to, by sportowiec nagle stał się kimś innym, ale o to, aby nie szkodził sobie samemu. Obecnie, to właśnie robi, co skutkuje utratą sponsorów i uwielbienia kibiców podsumowuje Ewa Wójcikowska, przypominając, czemu ma służyć komunikacja w kryzysie - wyciszeniu i ograniczeniu jego skutków.

- Publikując aż trzy materiały na temat zaistniałej sytuacji, Karaś paradoksalnie przegrał walkę o prawdę, gdyż nie był do tej walki odpowiednio przygotowany. Wystarczyło jedno oświadczenie, opublikowane na Instagramie, ale przygotowane zgodnie ze sztuką komunikacji w kryzysie. W takiej komunikacji powinno mówić się o faktach, przedstawić konkrety, nie zrzucać winy na osoby trzecie, zaś sama treść nie powinna generować kolejnych komentarzy napędzających kryzys - analizuje postawę Karasia Ewa Wójcikowska.

Karaś wybrał strategię "papugi", a kryzysy lubią ciszę

Słów krytyki wobec przyjętej przez Roberta Karasia strategii w kryzysie nie szczędzi również Barbara Krysztofczyk, eksperta ds. PR i sytuacji kryzysowych, była rzeczniczka prasowa Anny Lewandowskiej i szefowa PR kampanii prezydenckiej Szymona Hołowni.

- Karasia jest dziś po prostu za dużo. O ile niektórzy w kryzysie wybierają (błędnie) strategię strusia – i chowają głowę w piasek – o tyle on zdaje się wybrał strategię odwrotną, ale równie złą: papugi. Powtarza bowiem na lewo i prawo swoją wersję wydarzeń, broniąc się niczym początkujący adwokat. I nie widzi, że przegrywa - komentuje ekspertka dla Wirtualnemedia.pl.

Według naszej rozmówczyni w zarządzaniu kryzysowym zawodnik "podjął kilka nietypowych ruchów".

- Po pierwsze sam wyskoczył przed szereg i poinformował wszystkich o wynikach próbki „A" zanim jeszcze przyszły wyniki próbki „B". Po drugie wymyślił sobie ten teatralny ruch z badaniem wariografem, a po trzecie sam jeszcze dodatkowo podgrzał temat udzielając wywiadu w Kanale Sportowym. Tymczasem kryzys lubi ciszę. Naprawdę zamiast silić się na oryginalność trzeba było poczekać do momentu ogłoszenia decyzji o dyskwalifikacji, potem wydać normalne oświadczenie z przeprosinami, po czym zamilknąć na jakiś czas - analizuje Barbara Krysztofczyk.

Ekspertka zajmująca się zarządzaniem kryzysowym przypomina w rozmowie z Wirtualnemedia.pl, że  "w kryzysie publiczność oczekuje, że negatywny bohater sytuacji szczerze przeprosi i weźmie odpowiedzialność".

- W zachowaniu Karasia po prostu brakuje mi pokory. Jeśli w Twoim organizmie wykrywają doping to nie powinieneś biec z tym newsem do mediów jakbyś chciał się wręcz pochwalić. Tylko dlatego, że koniecznie chcesz być pierwszy, który o tym powie. Nie powinieneś też umawiać się na niemal 2-godzinną rozmowę z Kanałem Sportowym tylko dlatego, żeby na wszystkie sposoby mówić o tym jak to niby tak właściwie to jesteś biedny. Nie powinieneś też robić z siebie ofiary („bo ja taki ufny jestem") czy też bohatera („Niech będzie to przestroga dla innych sportowców") ani też nie powinieneś wysilać się na kreatywne zagrywki w rodzaju wariografu - komentuje dla Wirtualnemedia.pl Barbara Krysztofczyk.

Robert Karaś w ostatnich latach współpracował reklamowo z siecią sklepów Żabka (kampania o aktywności sportowej z Przemysławem Saletą i Otylią Jędrzejczak), producentem odzieży męskiej Vistula czy marką aut Cupra (Seat/Volkswagen Group Polska).

Dołącz do dyskusji: Wizerunkowy upadek Roberta Karasia. "Straciłem 600 tys. zł"

21 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Jak to możliwe?
Ten "zawodnik" gotów się obrazić na cały świat za to, że brał koks... Jego partnerka pisze, że krytykanci (w jej ustach to oczywiście "hejterzy"), to hipokryci i powinni niemalże przeprosić... Oboje najwyraźniej nie zdają sobie sprawy z tego co się stało i jak wiele zniszczył koksem pan Robert, oprócz swojego zdrowia.
odpowiedź
User
3243245325
Gość od dyscypliny, która na dobrą sprawę prawie nikogo nie obchodzi, a od kilku dni widzę go wszędzie. Gazeta.pl nawet dała to swoje PILNE na pół strony z jego powodu.
odpowiedź
User
Jener
Kompletnie mnie to nie obchodzi
odpowiedź