SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Nowości filmowe: C.R.A.Z.Y., Wyznania gejszy, Jan Paweł II…

Skala ocen od jednej do sześciu gwiazdek. Ocenia Robert Patoleta.

C.R.A.Z.Y. ****

Pełna humoru i dramatycznych zwrotów historia nastolatka szukającego własnej seksualnej tożsamości.

Tegoroczny kanadyjski kandydat do Oscara to film o typowej rodzinie z Montrealu lat 60. Opowieść zaczyna się w momencie narodzin czwartego z pięciu synów państwa Beaulieu. Mały Zac (świetny Emile Valle, syn reżysera filmu Jean-Marca Valle) urodził się w Boże Narodzenie i od początku był nieco odmienny od swoich niesfornych braci. Głęboko wierząca pani Beaulieu (Danielle Proulx) uważała, że jest on wybrańcem Boga i ma dar uzdrawiania ludzi myślami.

Początkowo Zac był pupilkiem swojego ojca (Michel Cote) do momentu, kiedy ten nie zauważył, że syn przejawia skłonności przynależne raczej dziewczynkom. Dorastający Zac (Marc-Andre Grondin) miał kłopoty nie tylko z akceptacją własnej orientacji seksualnej, ale również z rodziną i znajomymi.

Surowy ojciec wyznawał niezachwianą zasadę niezłomnej męskości. Próbował kochać Zaca, ale nie potrafił go zrozumieć. Matka zupełnie odwrotnie, obdarzała syna przesadną miłością i nadmierną opiekuńczością. Chłopak starał się ze wszelkich sił uciec od swoich homoseksualnych skłonności. Chciał być „normalny”, jak jego bracia. Zamiast tego był krnąbrny, butny i niepokorny. Robił ojcu na złość i jednocześnie pragnął, aby ten go zrozumiał.

Twórcy filmu wiernie oddają rzeczywistość lat 60 i 70. Ważną rolę w życiu nastolatka odgrywają rockowe hymny androginicznego Davida Bowie, Pink Floyd i The Rolling Stones. Kontrastują z konserwatywnymi muzycznymi upodobaniami jego ojca – piosenkarką country Patsy Cline i pomnikowym Charlesem Aznavourem. Muzyka jest dla chłopaka jedynym środkiem wyrazu. Drugim istotnym motywem jest odrzucana przez niego religia, która paradoksalnie w dużym stopniu kształtuje jego postawę wobec życia i otoczenia.

Film powstawał przez 10 lat. Warto było poświęcić tyle czasu, bo możemy obejrzeć obraz pełen humoru i dramatyzmu. To jeden z ciekawszych portretów dorastania i prób odnalezienia własnego ja, jakie można było ostatnio zobaczyć w kinie.

 

WYZNANIA GEJSZY ****

Pełna piękna i ogłady ekranizacja bestsellera o życiu japońskich dam do towarzystwa.

Rob Marshall, twórca nagrodzonego Oscarem musicalu „Chicago”, w swoim drugim filmie postanowił przedstawić historię dziewczyny pragnącej zrobić karierę w świecie gejsz. Powstał elegancki i wysmakowany wizualnie obraz. Wszystko jest w nim piękne począwszy od kostiumów, skończywszy na romantycznej historii.

Oto bowiem mała Chiyo (Suzuka Ohgo) wraz z siostrą została sprzedana przez ojca zrozpaczonego chorobą żony. Wprost z rybackiej wioski obie dziewczynki trafiają do wielkiego miasta. Chiyo zostaje oddana do domu gejsz. Zostaje służącą u tyleż mądrej i sprawiedliwej, co wyrachowanej właścicielki domu Okasan zwanej Mamą (Kaori Momoi). Pewnego dnia spotyka pana Prezesa (Ken Watanabi). Jest nim zauroczona do tego stopnia, że dla niego postanawia zostać najlepszą z gejsz. Nie ma łatwego życia, bo poniewierana jest przez wyniosłą, zawistną i doświadczoną gejszę Hatsumomo (Gong Li). Jednak jako dorosła już dziewczyna (Zhang Ziyi) przybiera imię Sayuri i zostaje „maiko”, kandydatką na gejszę. Zawistna Hatsumomo zamierza jednak zniweczyć jej ambitne plany.

Marshall zaryzykował klapę nie zatrudniając znanych hollywoodzkich nazwisk. Okazało się, że jego wybór był dobry, bo azjatyckie piękności sprawdziły się wyśmienicie. Zhang Ziyi jako Sayuri emanuje wdziękiem i niewinnością. Jej antagonistka Gong Li jako Hatsumomo jest zła, zawistna, ale równie piękna. Ich uroda, klasa i orientalny szyk są tak odrealnione, jak życie prawdziwych gejsz.

Okazuje się, że uprzywilejowany świat tych ekskluzywnych dam do towarzystwa rządzi się tymi samymi prawami, co życie zwykłych śmiertelników. Panuje w nim konkurencyjność, zazdrość, walka o bycie najlepszą, o doskonałość fizyczną, pęd za sławą i pieniędzmi.

Tak samo jak my kochają i nienawidzą, choć bohaterka filmu przyznaje, że gejsza nie może w ogóle okazywać uczuć, aby nie popsuć wrażenia, że sama w sobie jest idealnym dziełem sztuki. Nie są prostytutkami, zazwyczaj nie można ich posiąść. Z tego powodu bardzo pociągają mężczyzn. Jednak pod śnieżnobiałym makijażem ukrywają się zwykłe kobiety, czujące jak inne i tak samo potrzebujące miłości.

Film jest typowym produktem hollywoodzkim wysokiej klasy. Nie ociera się o banał, ale też nie specjalnie porywa. To kolejna wersja bajki o Kopciuszku. Przede wszystkim miła dla zmysłów.

 

JAN PAWEŁ II ***1/2

Najmocniejszą stroną międzynarodowej biografii papieża jest przekonująco dobry Jon Voight.

Po zamachu 13 maja 1981 roku na placu św. Piotra, papież (Jon Voight) wraca wspomnieniami do swojej młodości. Jako student Karol Wojtyła (Cary Elwes) mieszka wraz z ojcem (Robert Mazurkiewicz) w Krakowie. Fascynuje się literaturą, gra w teatrze. W czasie II wojny światowej, aby nie zostać wcielonym do wojska, pracuje w kamieniołomach. Widząc z bliska eksterminację Żydów, Polaków i wszystkie okrucieństwa dokonywane przez hitlerowców, przechodzi kryzys moralny. Szuka własnej drogi, radzi się zawsze oddanych mu przyjaciół i osób duchownych. Wreszcie postanawia zostać księdzem.

Pnie się po szczeblach kościelnej kariery. Zaczyna jako wikary w jednej z parafii. Potem zostaje biskupem pomocniczym, arcybiskupem i wreszcie kardynałem. Jego mentorami są wybitne osobistości duchowne – kardynał Adam Sapieha (James Cromwell) i prymas tysiąclecia – kardynał Stefan Wyszyński (Christopher Lee). Karol Wojtyła okazuje się być duchownym niekonwencjonalnym. Jego misją (co podkreślane jest przez cały film) jest praca z młodzieżą. Jeździ z młodymi na spływy kajakowe, wspina się po górach. Naucza podejmując trudne tematy, takie jak seks.

16 października 1978 roku podczas konklawe zostaje wybrany papieżem. Ten szczególny wybór twórcy filmu tłumaczą jego wyjątkową osobowością Jana Pawła. Papież znał siedem języków, był oczytany i błyskotliwy. Kardynał Wyszyński często powtarzał, że to Jan Paweł II ma wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa. I tak kolejne wielkie wydarzenia oglądamy z punktu widzenia papieża. Skupiono się przede wszystkim na stanie wojennym w Polsce, Solidarności, pielgrzymkach do ojczyzny, kolejnych encyklikach, upadku komunizmu, spotkaniach z młodzieżą i utracie sił wraz z postępującą starością.

Polska wersja filmu jest trzecią po amerykańskiej wyemitowanej w telewizji CBS i włoskiej w RAI UNO. Widzowie za granicą zobaczyli papieża jako polityka zaangażowanego w sprawy międzynarodowe. Nam narzucono obraz papieża uduchowionego. I to jest pierwszy z listy zarzutów. Czy Polacy są narodem tak mało uduchowionym, że trzeba go na siłę uduchawiać? Z pewnością ciekawszy dla nas byłby sposób w jaki odbierano papieża na zachodzie. Widocznie obawiano się zburzyć obraz Ojca Świętego jako tylko i wyłącznie autorytetu moralnego. Od strony formalnej ta wersja życia papieża razi. Scena szybko goni następną scenę. Mamy wrażenie, że urywa się przed końcem. Aż widać szwy, które spinają polską edycję filmu.

Reżyserowi nie udało się zgłębić fenomenu Papieża Polaka. Cary Elwes jako młody Wojtyła jest słabszy niż Piotr Adamczyk w „Karolu”. Jon Voight wypadł zdecydowanie lepiej udanie  naśladując papieża. To wybitny aktor. Pomogło mu też doświadczenie związane z wiekiem. Nie jest przecież już młody. Ale przez płytki scenariusz, nie zdołał pogłębić postaci papieża.

Nie udało się pokazać na czym polegała wielkości papieża. Skromnie wypadły sceny ukazujące prywatność Ojca Świętego. Większość tego, co zaprezentowano w filmie, znamy z telewizji. W rezultacie powstała jedynie sprawnie nakręcona historia. A dla nas, Polaków, to trochę za mało.

 

PIEKŁO ***1/2

Rzecz o piekle rodzinnym na motywach scenariusza Krzysztofa Kieślowskiego. Niestety zabrakło ducha wielkiego mistrza.

Twórca „Dekalogu” planował stworzenie trylogii „Niebo – Czyściec – Piekło”. Po śmierci reżysera projektem zajął się jego współpracownik Krzysztof Piesiewicz. Napisał scenariusz „Nieba” wyreżyserowanego przez Toma Tykwera. Teraz na ekrany kin wchodzi druga część – „Piekło”. Realizacji filmu podjął się Danis Tanovic, laureat Oscara za „Ziemię niczyją”.

Nakręcił opowieść o trzech siostrach żyjących pod wpływem traumatycznych zdarzeń z przeszłości. Kiedy były dziećmi, ich ojciec został oskarżony przez własną żonę i ich matkę (Carole Bouquet) o pedofilię. Po wyjściu z więzienia wyrzucony z domu przez żonę, popełnił samobójstwo na oczach córek.

Jako dorosłe osoby, żadna z nich nie potrafi ułożyć sobie życia. Sophie (Emanuelle Beart) zdradzana przez męża, nie może znaleźć wyjścia z sytuacji. Poukładana i trudno nawiązująca kontakt z ludźmi Celine (Karin Viard) cierpi w samotności. Jako jedyna odwiedza sparaliżowaną matkę. Najmłodsza Anne (Marie Gillain) jest nieszczęśliwie zakochana w starszym od siebie mężczyźnie. Kobiety nie kontaktowały się ze sobą od lat. Jednak teraz będą miały ważny powód, aby się ponownie spotkać.

Film jest bardzo kobiecy, wręcz feministyczny. Tu mężczyźni zawsze są źli, a kobiety skrzywdzone. Poziomowi dzieł Kieślowskiego nie dorasta do pięt. Brakuje tu szczególnej metafizyki i głębi twórcy „Trzech kolorów”. Zamiast Boga pojawiają się uniwersalne nawiązania do tragedii Medei, która musiała zabić swoje dzieci, bo chciała być zauważona przez męża. Podobnie, jak w większości filmów wybitnego reżysera, znajduje się scena w której starsza kobieta z trudem wyrzuca butelkę do śmietnika. Przewijają się motywy bezbronnych nieopierzonych piskląt, owadów wydostających się z cieczy i kalejdoskopu w którym wszystko zlewa się i nabiera nowych symetrycznych kształtów. To nawiązania do Kieślowskiego, które nic są puste i nic nie wnoszą.

Akcja zbudowana została w sposób kombinowany, charakterystyczny bardziej dla filmów sensacyjnych niż dramatu obyczajowego. Stopniowo poznajemy element po elemencie, aby na końcu poznać całość układanki. Niby wszystko w tym filmie w porządku, ale nie przemawia do widza. Nie przekonuje do końca. Nie da się wierzyć filmowi Tanovicia, tak jak wierzyliśmy oglądając dzieła zmarłego mistrza.

 

NIEODEBRANE POŁĄCZENIE **

Rozczarowanie. Tak najkrócej można określić horror twórcy „Gry wstępnej”.

Już samo założenie,  że śmierć roznosi się przez telefony komórkowe jest nie tyle straszna, co żałosna. Najpierw koleżanka pięknej Yumi (Kou Shibasaki) dostaje wiadomość nagraną dwa dni wcześniej. Nagranie pochodzi z jej własnego telefonu i zwiastuje jej śmierć. W podobny sposób ginie kolega Yumi, a po nim następni. Dziewczyna nie potrafi powstrzymać i zrozumieć rozpędzonej machiny śmiertelnych zdarzeń. Pomaga jej w tym brat jednej z pierwszych ofiar (Shinichi Tsutsumi) tego śmiertelnego łańcuszka. Okazuje się, że prześladuje ich duch, który chce się zemścić.

A potem akcja staje się coraz bardziej zagmatwana i niezrozumiała. Nawet jeśli jest strasznie, to i tak nie wiadomo o co tak naprawdę chodzi. Przesłanie, jeśli jakieś jest, nie daje się odczytać. Zakończenie całkowicie psującą całą resztę. Aż dziwne, że Takashi Miike nakręcił kiedyś tak niesztampowy horror, jakim była „Gra wstępna”. Tam kobieta na pozór łagodna, okazywała się okrutnym, lecz pewnym siebie demonem panującym nad mężczyzną. Tu bohaterka nie panuje nie tylko nad żadnym mężczyzną, ale nawet nad sobą i własnym telefonem komórkowym.

 

PROGNOZA NA ŻYCIE

David Spritz (Nicolas Cage) jest prezenterem pogody w lokalnej stacji telewizyjnej WCH, Channel 6 w Chicago. Dla wielu mieszkańców tego miasta, David jest kimś więcej niż facetem zapowiadającym słońce, deszcz czy śnieg - jest ruchomym celem. Regularnie oblewany napojami gazowanymi i obrzucany kawałkami hamburgerów przez zazdrosnych fanów, David nie pragnie niczego więcej niż szacunku... szczególnie od ojca, nagrodzonego pisarza Roberta Spritzela. Chciałby też, żeby pozostająca z nim w separacji żona znowu go pokochała, córka była szczęśliwa, a syn nie wdawał się w kłopoty.

(UIP)


 

Dołącz do dyskusji: Nowości filmowe: C.R.A.Z.Y., Wyznania gejszy, Jan Paweł II…

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl